Prawdopodobnie 26 marca usłyszymy wyrok w sprawie głośnego pogryzienia przez psy Marysi z Rokitek. W piątek, 23. lutego, odbyła się kolejna rozprawa. Już po raz drugi nie stawił się jeden ze świadków.
Wcześniejsza rozprawa odbyła się w połowie stycznia (pisaliśmy o tym tutaj - Sprawa 9-latki pogryzionej przez mastify. Zaniedbanie, czy nieszczęśliwy wypadek? ). Dzisiaj sąd ponownie zajął się tematem. Przesłuchiwano m. in. Grzegorza Ossowskiego, zastępcę Powiatowego Lekarza Weterynarii w Tczewie. Świadek w kwietniu 2016 roku prowadził procedurę związaną z pogryzieniem dziecka i obserwacją psów w kierunku wścieklizny. Na miejscu były 3 dorosłe mastify tybetańskie, 5 szczeniąt i 2 buldogi francuskie.
W międzyczasie okazało się, że jeden z psów nie miał wykonanego o czasie szczepienia, ale opiekujący się zwierzętami weterynarz wyjaśniał, że pies nie przyjął szczepionki, bo był w trakcie leczenia - i nie mógł być z tego powodu szczepiony w terminie. Rok później na wniosek grupy mieszkańców i Urzędu Gminy kontrola została powtórzona. Na miejscu był już tylko jeden pies - i nie było żadnych zastrzeżeń co do formy jego utrzymania. Pytany o pierwszą z kontroli świadek mówił:
Świadek dodał, że mastify tybetańskie nie są wpisane na listę 11 ras uznanych w Polsce za agresywne. Podczas piątkowej rozprawy zeznawał również lekarz weterynarii, który od lat zajmował się opieką medyczną nad hodowlą.
Na rozprawę - już po raz drugi - nie stawił się jeden ze świadków - dlatego nie usłyszeliśmy rozstrzygnięcia. Sędzia Rafał Gorgolewski nałożył na niego 2 tysiące złotych kary - i zdecydował o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu do sądu. Kolejna rozprawa odbędzie się 26. marca. Wtedy usłyszmy mowy końcowe i najprawdopodobniej usłyszymy wyrok.
Przypomnijmy, całą Polską wstrząsnęła tragedia 9-letniej wówczas Marysi z Rokitek. 7. kwietnia 2016 roku dziecko zostało dotkliwie pogryzione przez psy. Wszystko wskazuje na to, że życie uratowały mu rowerowy kask, który dziewczynka miała na głowie - i szybka reakcja jednego z sąsiadów. Marysia trafiła na oddział chirurgii Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. Tam lekarze opatrzyli jej liczne rany szarpane, były też złamania. Dziewczynka straciła też jeden z palców. Zarzuty usłyszała właścicielka trzech mastifów tybetańskich, które wydostały się z ogrodzonej posesji. Kobieta usłyszała zarzut związany z niewłaściwą opieką nad psami, przez co nieumyślenie mogła spowodować niebezpieczeństwo utraty życia i trwałego uszczerbku na zdrowiu u małej Marysi, a także uszkodzenia ciała u mężczyzny, który ratował dziecko. W sumie może jej grozić do 3 lat więzienia.
Wcześniejsza rozprawa odbyła się w połowie stycznia (pisaliśmy o tym tutaj - Sprawa 9-latki pogryzionej przez mastify. Zaniedbanie, czy nieszczęśliwy wypadek? ). Dzisiaj sąd ponownie zajął się tematem. Przesłuchiwano m. in. Grzegorza Ossowskiego, zastępcę Powiatowego Lekarza Weterynarii w Tczewie. Świadek w kwietniu 2016 roku prowadził procedurę związaną z pogryzieniem dziecka i obserwacją psów w kierunku wścieklizny. Na miejscu były 3 dorosłe mastify tybetańskie, 5 szczeniąt i 2 buldogi francuskie.
- Moje czynności polegały na tym, by stwierdzić, czy psy miały aktualne szczepienia i czy zostało zachowane minimum warunków dobrostanowych oraz czy istnieje możliwość prowadzenia obserwacji w kierunku wścieklizny, w oparciu o pomieszczenia na posesji - wyjaśniał świadek - Po wizji lokalnej stwierdziłem, że warunki są - każdy pies miał swój indywidualny, dobrze wyposażony kojec. 22 kwietnia zakończyła się kontrola - z wynikiem ujemnym, czyli brakiem objawów chorobowych.
W międzyczasie okazało się, że jeden z psów nie miał wykonanego o czasie szczepienia, ale opiekujący się zwierzętami weterynarz wyjaśniał, że pies nie przyjął szczepionki, bo był w trakcie leczenia - i nie mógł być z tego powodu szczepiony w terminie. Rok później na wniosek grupy mieszkańców i Urzędu Gminy kontrola została powtórzona. Na miejscu był już tylko jeden pies - i nie było żadnych zastrzeżeń co do formy jego utrzymania. Pytany o pierwszą z kontroli świadek mówił:
- Psy były utrzymane prawidłowo. Posesja wydaje się spełniała warunki do hodowli zwierząt - mówił, dodając - Powiem coś bardzo ważnego. Każdy pies w momencie gdy zaczyna pracować w grupie, może mieć odruchy niezrozumiałe dla właściciela.
Świadek dodał, że mastify tybetańskie nie są wpisane na listę 11 ras uznanych w Polsce za agresywne. Podczas piątkowej rozprawy zeznawał również lekarz weterynarii, który od lat zajmował się opieką medyczną nad hodowlą.
- Psy były szczepione regularnie. Jeden z nich nie był szczepiony w terminie. Pamiętajmy jednak, że należy odróżnić okres szczepienia od okresu działania szczepionki. Ta działa przez trzy lata - mówił - Tymi psami opiekowałem się od lat - i nie czułem agresji z ich strony.
Na rozprawę - już po raz drugi - nie stawił się jeden ze świadków - dlatego nie usłyszeliśmy rozstrzygnięcia. Sędzia Rafał Gorgolewski nałożył na niego 2 tysiące złotych kary - i zdecydował o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu do sądu. Kolejna rozprawa odbędzie się 26. marca. Wtedy usłyszmy mowy końcowe i najprawdopodobniej usłyszymy wyrok.
Przypomnijmy, całą Polską wstrząsnęła tragedia 9-letniej wówczas Marysi z Rokitek. 7. kwietnia 2016 roku dziecko zostało dotkliwie pogryzione przez psy. Wszystko wskazuje na to, że życie uratowały mu rowerowy kask, który dziewczynka miała na głowie - i szybka reakcja jednego z sąsiadów. Marysia trafiła na oddział chirurgii Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. Tam lekarze opatrzyli jej liczne rany szarpane, były też złamania. Dziewczynka straciła też jeden z palców. Zarzuty usłyszała właścicielka trzech mastifów tybetańskich, które wydostały się z ogrodzonej posesji. Kobieta usłyszała zarzut związany z niewłaściwą opieką nad psami, przez co nieumyślenie mogła spowodować niebezpieczeństwo utraty życia i trwałego uszczerbku na zdrowiu u małej Marysi, a także uszkodzenia ciała u mężczyzny, który ratował dziecko. W sumie może jej grozić do 3 lat więzienia.
Komentarze (9) dodaj komentarz
Andrzej_gość
23.02.2018, 18:21
Stara fotka
Macie bardzo stare fotki w tym serwisie. Babka co pisze na maszynie już nie pracuje dawno w sądzie, a ten łysy prokurator dawno jest po drugiej stronie barykady sądowej.
Odpowiedze_gość
24.02.2018, 15:25
pani pracuje w sądzie, a pan po lewej jest chyba oskarzycielem prywatnym (w tej sprawie)
Cytujgość_gość_gość
23.02.2018, 20:19
no tak
ktoś zostanie skazany i wygląda na to ,że świadek.Gratulacje.
Odpowiedzkik_gość
23.02.2018, 20:19
Zamiotą pod dywan! Nie takie cuda sie zamiata! A co tam, ze furtka zepsuta i otwiera na zewnątrz zamiast do środka.
OdpowiedzLoża szyderców_gość_gość
23.02.2018, 20:35
.
To jest parodia... Z innej beczki, czy kierowca motocykla który potrącił dziecko na przejściu dla pieszych został ukarany? Jak zwykle rozeszło się po kościach...
Odpowiedz._gość
23.02.2018, 23:00
.
Złotówa też wrócił na postój.
CytujJAN_gość
23.02.2018, 22:45
do loży szyderców
Czy masz na myśli tego właściciela motocykla który pożyczył motocykl ale nie wie komu ,gościa nie zna ale dał mu motocykl którym on potrącił pieszego i uciekł Takie cuda się zdarzają Nie wiem jak zakończyła ta farsa
OdpowiedzLoża szyderców_gość_gość
24.02.2018, 22:54
.
Dokładnie
CytujEFAS _gość Tczew _gość_gość_go_gość
27.02.2018, 20:56
KRUSZYWO
Też prokuratura rejonowa w Tczewie zamiotła 3703 tyś ton kruszywa pod dywan gdzie wójt gminy Tczew Roman Rezmerowski stwierdził że kruszywo się roztopiło ? Ale Ob. Prokurator Krzysztof Kumor robił sobie jaja z naszego zawiadomienia najpierw Krystian Tafliński donosił na wójta do ''efas' a potem jak został przewodniczącym rady gminy przez 6-miesięcy zaczął kombinować to pobierał kasę na szkolenie którego nie było i delegację ale sprawa jest pod nadzorem Prokuratora Krajowego w Warszawie mgr. Zbigniewa Ziobro 02-528 Warszawa ul. Rakowiecka 26/30/ dochodzenie prowadzi prokuratura rejonowa w Tczewie .
Odpowiedz