Quo vadis ochrono zdrowia?

Doktor (fot. deviantart.net)
Quo vadis ochrono zdrowia?
Już w XVI wieku Jan z Czarnolasu pisał: "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". Także składając komuś życzenia z takiej czy innej okazji, winszujemy długich lat życia i bycia w dobrym stanie fizycznym. A czym ono właściwie jest i co oznacza?

WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) tak je definiuje - jest to dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny. Tyle. A zadbać mają o nie nie tylko my sami, ale także wyspecjalizowani profesjonaliści czyli lekarze. Określani bywają oni, a także inni pracownicy tej formacji, służbą zdrowia. Pewien nieżyjący już profesor Akademii Medycznej w Gdańsku mawiał, iż "służba to jest na folwarku, my jesteśmy ochroną zdrowia". I tego się trzymajmy.

Sytuacja gorsza niż zła

Wróćmy do tematu. Sytuacja w polskiej ochronie zdrowia jest gorsza niż zła. Nie starcza pieniędzy na leczenie, kolejki po poradę do specjalistów, drogie leki… To tylko trzy wybrane przykłady toczenia przez wirus niemocy zdrową tkankę dostępności do usług medycznych. A miało być tak pięknie. Po transformacji ustrojowej w 1989 roku decydenci odpowiedzialni za kondycję fizyczną Polaków obiecywali rzetelne zajęcie się każdym pacjentem. Powołano na wzór niemiecki Kasę Chorych, która nie zdała egzaminu. Przekształcono ją w Narodowy Fundusz Zdrowia, co praktycznie nic nie zmieniło. Od tylko mieszania herbata nie stała się słodka. A nawet sytuacja uległa pogorszeniu. Zmieniali się ministrowie "od zdrowia", a każdy miał swoją koncepcję naprawy sytuacji. Było ich siedemnastu w ciągu 24 lat. Funduszy na leczenie nie przybywało. Bo i budżet nie był w stanie pokryć zapotrzebowania na środki potrzebne NFZ-owi. Pieniądze miały iść za pacjentem, co było swoistym humbugiem. Czy składka zdrowotna schorowanej emerytki może pokryć jej proces leczenia? Nie. Dlatego funkcjonuje w naszych warunkach tak zwany solidaryzm społeczny. Dobrze zarabiający, zdrowy dziestolatek łoży swoje pieniądze na potrzeby takich ubogich, a potrzebujących interwencji lekarskiej i farmaceutycznej, obywateli naszego kraju.


Szpitale w Tczewie wyglądają tak, jak wyglądają

Inna sprawa to ta, jak te pieniądze są dzielone. Algorytm, którym posługuje się Centrala jest bardzo krzywdzący dla województwa pomorskiego. I dlatego, owo niedoszacowanie potrzeb sprawia, że szpitale w Tczewie wyglądają tak, jak wyglądają. Różnią się pod wieloma względami od podobnych placówek w innych rejonach Polski. Także od prywatnego szpitala w Gdańsku leczącego i chorych w ramach umowy z NFZ. Należy przypomnieć: Pomorskie jest na pierwszym miejscu choćby pod względem zapadalności na choroby nowotworowe. Może jest tu lepsza i wcześniejsza ich diagnostyka?

To sytuacja kuriozalna, że Fundusz przyznaje pewną kwotę na daną jednostką leczniczą zakładając z góry, ilu będzie miała pacjentów. Nie szkodzi, iż nie da się przewidzieć, jakie będą faktyczne koszty leczenia tego potrzebujących. Przypadek Centrum Zdrowia Dziecka (zadłużenie na 200 milionów) stanowi modelowy przykład. Narodowy Fundusz Zdrowia rozkłada ręce - pieniędzy nie mamy, nie damy. Ale pilnuje nawet sposobu terapii i ordynacji leków przez medyków. A przecież w przysiędze Hipokratesa wyraźnie wyartykułowano, iż leczenie prowadzone przez lekarza będzie według jego najlepszej wiedzy i sumienia, co ma być dobre dla chorego i nie odmawianiu mu nigdy pomocy. Jaka jest tu rola jakiegoś urzędnika - nadzorcy, który zna się na medycynie jak… Primum non nocere.

Wiele chorób powstaje na własne życzenie

Społeczeństwo nam się starzeje i jest bardziej podatne na choroby, z których wiele powstaje na własne życzenie. Na przykład powikłania pogrypowe, bo sąsiadka odradziła szczepienie i wakcynację się zlekceważyło. Wiąże się z tym problem refundacji leków i wszystkie tego skutki. Stale powstają nowe listy, co sprawia, że i lekarze, i farmaceuci dostają widząc ową niespójność poczynań przysłowiowej białej gorączki. A organizacja lekarska pod nazwa Porozumienie Zielonogórskie wymyśla coraz to nowe sposoby, by zdyscyplinować w tym problemie ministra zdrowia. Póki co z sukcesami.

Jakby nie patrzeć, resortem wstrząsają stale to nowe zawirowania wykazujące na panujący w nim - bez urazy - bałagan organizacyjny. Tak zachwalany system e-WUŚ nie wszędzie od razu działał. Nadal w użyciu długo nie była weryfikacja ubezpieczonych systemem elektronicznym, za pomocą komputera, ale poprzez „kwity” w powiązaniu z zeszytem i długopisem.

Prywatyzacja

Jako remedium na uzdrowienie chorej ochrony zdrowia wymienia się prywatyzację. Niedoinformowanie społeczeństwa w tej materii sprawia, że odbiera ono ową zapowiedź jako konieczność płacenia za pobyt w prywatnym szpitalu czy lekarzowi w trakcie u niego wizyty. A to nie tak. Wszystkie przychodnie POZ-u (Podstawowej Opieki Zdrowotnej), czyli lekarze rodzinni zwanymi też pierwszego kontaktu są, choćby w Tczewie, sprywatyzowane. Odbyło się to zupełnie bezboleśnie. Nikt z potrzebujących porady dotyczącej jego zdrowia nie jest (i nie był) odsyłany z kwitkiem. Nikt też nie wnosi żadnych opłat za badanie i wypisanie recepty.

Nieco bardziej skomplikowana jest sytuacja z komercyjnymi szpitalami. Tutaj istnieje możliwość ponoszenia kosztów przez chorego, jeśli sobie tego życzy korzystając z leczenia w owej placówce na własne życzenie. Tak jak to się dzieje z nieubezpieczonymi hospitalizowanymi z powodów zagrażających ich życiu bądź wymagających terapii, by odzyskali ów wspomniany na początku dobrostan. Wszyscy będący uprawnieni do bezpłatnego (a składka zdrowotna?) leczenia żadnych obciążeń finansowych nie ponoszą. Chyba że decydują się na zabieg zarezerwowany dla medycyny kosmetycznej - na przykład korektę biustu. Choć nie zawsze.

Łapówka, a może dowód wdzięczności


Oficjalnie się twierdzi, iż w Polsce brakuje lekarzy. Ilu rocznie wypuszczają Uniwersytety Medyczne - tylu ubywa w sposób naturalny, bądź wybiera pracę za granicą. Posługując się metodą badawczą Stańczyka medyków ci jednak u nas dostatek. Konsyliarze, co zostają w kraju, prędzej czy później ulegać będą próbami gratyfikacji ze strony pacjentów. Czy to będzie - butelka koniaku lub dobry album - łapówka, a może dowód wdzięczności? I co znaczy ta "duża wartość"?

Tymczasem parafrazując starorzymska maksymę, warto ostrzegawczo powiedzieć - medicine Poloniae cura te statim. A pacjenci? - obyśmy zdrowi byli.

Drukuj
Prześlij dalej

Komentarze (11)
dodaj komentarz

  • +3

    m_gość

    19.07.2013, 09:09

    ale o co chodzi?

    Odpowiedz
    IP: 195.191.xx0.xx6 
  • +5

    _gość

    19.07.2013, 11:02

    Co za tendencyjny tekst! O wszystkim i o niczym. Wynika z niego, że winni kondycji polskiej służby zdrowia są sami pacjenci, bo chorują, bo łapówki noszą, bo wreszcie nie rozumieją, jak cudownym remedium byłaby prywatyzacja. Tekst na zlecenie? Uprzedzający jakieś ruchy ze strony tczewskiego szpitala, tfu - starostwa? Wyraźnie widać, że wybory się zbliżają, bo tczewskie media nie są w stanie oprzeć się "władzy". A jest tyle ważnych tematów i spraw do poruszenia, które w sposób oczywisty piętnują władzę, a o czym nikt nie napisze, słowem nie wspomni. Wiwat wolność słowa w mediach lokalnych!

    Cytuj
    IP: 46.112.xxx.xx5 
  • +8

    Jan_gość

    19.07.2013, 09:25

    " Czy składka zdrowotna schorowanej emerytki może pokryć jej proces leczenia? Nie. Dlatego funkcjonuje w naszych warunkach tak zwany solidaryzm społeczny. Dobrze zarabiający, zdrowy dziestolatek łoży swoje pieniądze na potrzeby takich ubogich, a potrzebujących interwencji lekarskiej i farmaceutycznej, obywateli naszego kraju." Ta schorowana emerytka, była zdrową i młodą kobietą i przez kilkadziesiąt lat zapieprzała w firmie, która z pieniędzy przez nią wypracowanych odprowadzała haracz m. in. na Służbę Zdrowia. Że te pieniądze przeżarli urzędnicy, to już inna para kaloszy.

    Odpowiedz
    IP: 84.38.xx8.xx2 
  • Fidelio_gość

    19.07.2013, 09:25

    Bardzo dobrze napisany artykuł. Moim zdaniem najlepszym wyjściem w ratowaniu służby zdrowia jest całkowita prywatyzacja. NFZ zastąpiłyby ubezpieczenia zdrowotne w prywatnych towarzystwach ubezpieczeniowych. Każdy płaciłby za siebie. Niestety, komunizm całkiem zepsuł ludzi i gdyby dowiedzieliby się, że państwo im nic nie da (chociaż zwiększy się ich pensja) ludzie chodzący codziennie do przychodni z błahych powodów podnieśliby raban. Ale dlaczego ja, który chodzę raz na rok do przychodni, mam płacić grube pieniądze na leczenie innych? Co do ludzi z chorobami, których leczenie przekracza ich możliwości finansowe - a czy teraz państwo nie robi problemów? Są przecież fundacje pomagające takim ludziom. Aczkolwiek wiem, że nie dożyję gospodarki liberalnej i wolnorynkowej w Polsce, socjalizm zbyt mocno zepsuł ludzi.

    Odpowiedz
    IP: 79.184.xx0.xx2 
  • +3

    ka_gość

    19.07.2013, 10:47

    Szczęście

    Chyba nie bardzo rozumiesz jak funkcjonują ubezpieczenia. Pokrywanie kosztów własnego leczenia nie ma nic wspólnego z ubezpieczeniem. W przypadku ubezpieczenia rzeczywiście wszyscy ubezpieczeni "składają" się na potrzebujących. Popatrz np. na ubezpieczenia komunikacyjne: Płacisz np. 1000 zł składki, a, w przypadku szkody, ubezp[ieczyciel pokrywa dużo wyższe koszty naprawy. Myślisz, że dobry wujek dokłada? Nie, to pieniądze ze skąłdek tych, którzy nie mieli stłuczki. Podobnie POWINIEN funkcjonować system ochrony zdrowia. Jednak z różnych powodów, najczęściej polityczno - finansowych, nie możemy się tego doczekać. Nasz system to koło fortuny: Jeżeli masz szczęście, to nie zachorujesz. Gdy nie masz, to trafisz do lekarza POZ i wtedy znowu albo masz szczęście, albo nie. Jeżeli masz, to lekarz POZ będzie Cię leczył, jeżeli nie to odeśle Cię do specjalisty. I znowu w pierwszym przypadku możesz mieć szczęście lub nie. Jeżeli masz, to w loteryjnej liście leków refundowanych znajdziesz swój medykament i wyleczysz się stosunkowo niskim nakładem środków, jeżeli nie, to może nie starczyć Ci kasy na wykupienie recepty. Wracając do specjalisty: Jeżeli masz szczęście, to specjalista ma limity i przyjmie Cię stosunkowo szybko, jeżeli nie masz szczęścia, to poczekasz dwa, trzy lata. Po tym okresie, jeżeli masz szczęście, to placówka ma w dalszym ciągu kontrakt z NFZ, a jeżeli nie masz szczęścia, to NFZ wybrał inną placówkę i musisz zapisać się w nową kolejkę. Dalej pisz sobie sam. Schemat już znasz.

    Cytuj
    IP: 79.189.xx0.xx0 
    -3

    Fidelio_gość

    19.07.2013, 12:07

    Doskonale to rozumiem, miałem tylko na myśli, że służba zdrowia powinna być traktowana jak usługa, np fryzjer, idziesz, leczą cię, płacisz. Ubezpieczenia zdrowotne sprawdzają się w USA, jedyny problem jest z tymi, co ich nie mają. Bo ratować życie trzeba, ale potem są problemy z odzyskaniem pieniędzy przez szpital od takiej osoby. Powinien być wybór, czy chcemy takie ubezpieczenie, w jakiej firmie i za jaką cenę. Dlaczego ja mam być obciążony za leczenie pijaka? Chcesz być zdrowy to musisz sobie na to zapracować.

    Cytuj
    IP: 79.184.xx0.xx2 
    +3

    ka_gość

    19.07.2013, 13:29

    Nie da się!

    Nie jesteś w stanie sfinansować swojego leczenia. Wiesz, ile kosztuje prosta operacja? Wiesz ile kosztuje 1 dzień na OIOMIE? Jeżeli chcesz czuć się w miarę bezpiecznie, to tylko sprawny system ubezpieczeniowy - nie taki jak w Polsce.

    Cytuj
    IP: 79.189.xx0.xx0 
  • gość_gość

    19.07.2013, 10:54

    tratata

    w Tczewiku bo tu to zaobserwowaliśmy dzieli się pacjentów na 2 kategorie.Pierwsza to vipy:są to urzędasy,wszelkiej maści kolesiowo a potem znajomi jakiejś tam pani z rejestracji chociażby,Druga kategoria to wszyscy pozostali w tym tez jest ewentualny pacjent komercyjny ,potencjalny wróg personelu niższego o czym wiem z autopsji.Konkursy NFZ też mam wrażenie wygrywa się po koneksjach.Oczywiście,że w papierkach wszystko gra.Konsekwencje wyboru najtańszej oferty w leczeniu to w wielu wypadkach ciche zezwolenie na eutanazje w białych rękawiczkach.Pacjentów drugiej kategorii lekarze i reszta systemu wciąż molestuje tekstami o braku środków,terminów ,braku kontraktu.Ile osób a wystarczy oglądać klepsydry umiera w Tczewie bo ignorowano ich dolegliwości lub pozorowano leczenie.Oczywiście w przypadku pacjentów 1 kategorii kryzys w lecznictwie nie obowiązuje..Reasumując .W Polsce jest pozorowana reforma lecznicza.Nie stworzono żadnego czytelnego systemu i tego nie zrobią.Nie ma znaczenia ile pacjent płaci i tak przegra z jakimś działaczem,urzędasem,księdzem i ich rodzinami.W mojej ocenie wszystko to jest tylko wielką ściemą.Moje składki idą na to by parobek u władzy mógł się leczyć wraz z rodziną .To jest dalej PRL tylko jego pachołki sie sprywatyzowały i zamieniły w klasę średnią.I to dla nich jest leczenie a reszta to zapchaj dziury."Sawicka-posłanka tak naprawdę szczerze powiedziała temu Tomusiowi jakie bedą zasady w służbie zdrowia i zgadzam sie,że należało ją uniewinnić skoro cały ten system działa właśnie na takich janosikowo-biznesowych i kryminogennych zasadach..

    Odpowiedz
    IP: 109.197.xx0.xx1 
  • +3

    _gość

    19.07.2013, 10:54

    Tczewski szpital powiatowy już wie dokąd zmierza

    Od dawna już zarabiają na parkingu, a nie na leczeniu chorych! Pewnie starostwo zbiera pieniądze na remont mostu

    Odpowiedz
    IP: 46.112.xxx.xx5 
  • -3

    ala_gość

    19.07.2013, 13:21

    dla~ gość

    Jak masz poważne trudności ze zrozumieniem, o czym jest artykuł, to się nie wypowiadaj.

    Odpowiedz
    IP: 83.238.xx8.xxx 
  • _gość

    20.07.2013, 09:59

    Ala, Twe imię mnie roz...wala

    Wygląda na to, że nie ja mam trudności :)

    Cytuj
    IP: 164.126.xx2.xx5 
Uwaga! Publikowane powyżej komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu, które dodano po zaakceptowaniu regulaminu. Tcz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Jeżeli którykolwiek komentarz łamie zasady, zawiadom nas o tym używając opcji "zgłoś naruszenie zasad komentowania lub zgłoś nadużycie" dostępnej pod każdym komentarzem.
 
KOMENTARZ DNIA