To było bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych tego roku w Tczewie, bilety rozeszły się na trzy miesiące przed koncertem i nawet dość wysoka cena nie stanowiła tu przeszkody. Tak po prostu już jest, że od kilku miesięcy słowo „Kortez” zapełnia każdą salę.

Korteza słychać zarówno w radiostacjach komercyjnych jak i alternatywnych, jego piosenki trafiają na pierwsze miejsca list przebojów, debiutancka płyta bardzo szybko uzyskała status platynowej, a fanów melancholijnej, dołującej, pełnej trudnych, mocnych tekstów wciąż przybywa. Artysta jest też laureatem kilku prestiżowych nagród, między innymi Fryderyka, czy przyznawanego przez Polskie Radio „Mateusza”.

Co przyciąga tak wielkie tłumy na występy Korteza? Na Koncertach jest bardzo ciemno, osoby na mocno zadymionej scenie oświetlone są jednym snopem światła, które ledwo przebija się przez dym, w zależności od ilości muzyków, mamy maksymalnie trzy rozjaśniające mrok strużki. Głośność przedstawiania jest tak dopasowana, aby każdy szept z widowni był słyszalny i krępował ewentualnych komentatorów. Sam Kortez, poza śpiewaniem jest bardzo małomówny, wręcz szepcze do mikrofonu, jego strój nie jest efektowny, a ruch sceniczny jest ograniczony do przejść miedzy instrumentami, na których aktualnie gra, czy wymiana gitary. To wszystko sprawia wrażenie, że nie to, co znajduje się na scenie jest ważne dzisiejszego wieczora, a to, co dzieje się w naszych głowach, to wszystko powoduje, że przekaz młodego artysty z Krosna na podkarpaciu jest bardzo osobisty, a przede wszystkim prawdziwy. I właśnie po tą prawdę i osobisty przekaz przychodzą fani w każdym wieku, co więcej otrzymują to wszystko bez dodatkowych fajerwerków i mogą zabrać ze sobą do domu, nie dzieląc się tym z nikim.
Większość widowni naturalnie przyszło posłuchać Korteza, ale ten przygotował niezwykle udaną niespodziankę. Jako support wystąpiło niemieckie trio, Masha Qrella. Gdy zostały wygaszone światła na scenie pojawiły się trzy zamaskowane postaci - mysz, lew i koń. Sytuacja dość niepokojąca, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, występ młodych Niemców był niezwykle energetyczny, przemyślany i mimo tego, że zespół nie jest w Polsce jeszcze popularny, porwał bez problemu tczewską publiczność, a stanowisko z płytami Maschy przeżyło w przerwie istne oblężenie. Bez wątpienia po trasie z Kortezem ten zespół znacznie zyska na popularności, moim zdaniem zasłużenie.

Osobiście życzę sobie więcej tego typu imprez w naszym mieście, jednocześnie mam pewne obawy, mianowicie, na ile oświetlenie i nagłośnienie koncertu było wyreżyserowane, a na ile to ograniczenia sprzętowe CKiSu, wszak można chyba doświetlić i nagłośnić artystę tak, by dało się dojrzeć jego twarz i usłyszeć każde słowo, nie odbierając nic z klimatu przedstawienia.