Tczewianin Tomasz Pawłowski walczy z ciężką chorobą - szansą może być kosztowna terapia - pomóc może każdy z nas.
Już na najbliższą niedzielę (18.03) w Swarożynie odbędzie się specjalne wydarzenie dedykowane tczewianinowi walczącemu z chorobą. Szczegóły na plakacie:
Tak pan Tomasz opisuje swoje zmagania z chorobą:
Był rok 2016, wróciłem z morza. Jestem z Pomorza, wilk morski, nigdy się nie poddawałem, nigdy nie chorowałem, nigdy nie byłem u lekarza, chyba że na podstawowych badaniach pracowniczych... Czosnek, spirytus, i cytryna - to moi lekarze. Tak, taka była prawda. Dzień przed świętami, całe święta Bożego Narodzenia i jeden dzień po... w ciągłym czkaniu. Co jest? Nie dawałem za wygraną, co tam, zwykła czkawka, przejdzie. Jadłem, piłem jak to człowiek morza. Miałem to co najbardziej upragnione - Święta w domu z rodziną.
Dom to dla mnie ostoja, rodzina, ciepło, nasze cztery kąty. Piątego dnia żona nie wytrzymała - przecież widziała, że bezustanne czkanie to mordęga. Nie, nie chciałem iść do lekarza, ale namówiła mnie... i się zaczęło... podstępnie zaatakował. Mnie, twardego, nieugiętego wilka morskiego. Był już we mnie od dłuższego czasu. Nie wiedziałem, że we mnie siedzi, że go hoduję i karmię. Czkawka była czerwoną lampką. Nerka pękłaby sama. Gdyby to się stało na morzu - pewnie byłoby już po mnie.
Dzień po Świętach znalazłem się w szpitalu. Różne diagnozy, różne podejrzenia. Płyn w nerce? Kilka dni później, człowiek wtedy mi nieznany, lekarz urolog pomagający mi do dziś, zwerbalizował co to może być... RAK. Rak podobno nie wyrok...
Początek stycznia 2017 r. operacja w Warszawie, wycięcie nerki, guz wielkości pięści, badania histopatyczne potwierdziły, to on - rak urotelialny. Jednak wyrok! Ja z morza - chcę na morze a tu UZIEMIENIE. Konsultacje lekarzy z Warszawy i Gdańska, decyzja chemia: cisplatyna z gemcytabiną. 18 wlewów później walczę, nie poddałem się. Rodzina i znajomi mówili, że wyglądam lepiej niż niejeden zdrowy. Tak było, starałem się jeść, do głowy wciąż nie docierało, że jestem chory.
Mam syna, ma 10 lat, on mnie motywuje. Wierzyłem i wierzę... ale teraz zaczyna mnie dopadać strach, że przegram walkę. Czas płynie, październik 2017 r., kolejne TK, liczne przerzuty do płuc, rozsiane. Szukam dalej ratunku. Konsultacje w Warszawie, niestety na badania kliniczne nie zdążyłem, zamknięta pula. Moi opiekunowie, lekarze z Warszawy dobrego serca nie dają za wygraną. Podtrzymują mnie na duchu i cały czas mówią, że jest szansa, trzeba walczyć. Kolejna chemia podana na początku grudnia 2017 r., Niestety po dwóch dawkach Paklitakselu i kontrolnym TK - progresja. Diabeł we mnie rośnie, teraz już strach.
Moja rodzina i ja siedzimy jak na bombie. Żona i dziecko podtrzymują mnie na duchu, ale wiem, że wszyscy w domu bijemy się z myślami. Mam 46 lat i syna, który mnie potrzebuje. Mam dom, o którym marzyłem. Miało być tak pięknie, miałem doczekać, aż syn dorośnie, żeby pójść z nim na piwo...
Teraz nie jestem w stanie pracować. Moja żona nas utrzymuje. Morze odpłynęło... chyba na zawsze...fala zabrała moje marzenia, pragnienia, mój chleb powszedni. Zacząłem się zmieniać fizycznie, bladość, brak włosów, brak sił.
Moi lekarze podjęli decyzję, zmiana schematu chemii, następna, inna, M-VAC. Rozłożyła mnie. Teraz już nie mam sił, męczę się okropnie, koloryt ciała też już się zmienia. Wiecie jak to jest, na pewno widzieliście jak to wygląda w TV. To co czuję to bezradność i oczywiście pytanie: Dlaczego ja? Mam obowiązek wychować dziecko, pragnę żyć. Nie chcę, żeby żona z synem zostali sami. Pomimo tego, że bywa ciężko, oni zawsze są ze mną i pomagają mi to przetrwać.
Lek, który był testowany w badaniach klinicznych dla mojego przypadku w roku 2017 - na które się niestety nie załapałem, to lek, który mógłby mi przedłużyć życie, a i może wyleczyć. Któż to wie... Mój syn, moja żona i ja w to wierzymy. Ten lek to "TECENTRIQ" (atezolizumab). Jest nierefundowany przez NFZ. Jeśli ja nie zdążę skorzystać z tego leku, to na pewno ktoś inny skorzysta.
Wahałem się, żeby to opowiedzieć. Jednak ja... morska i nieugięta dusza... uginam się i proszę Was o pomoc dla mnie i mojej rodziny.
Dziękuję serdecznie.
Tomasz Pawłowski
Pomóc Tomaszowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba"
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: "1387 pomoc dla Tomasz Pawłowskiego"
wpłaty zagraniczne - foreign payments to help Tomasz:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba"
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: "1387 Help for Tomasz Pawlowski"
Aby przekazać 1% podatku dla Tomasz:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce 'Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%' wpisać "1387 pomoc dla Tomasza Pawłowskiego"
Tomaszowi można też pomóc poprzez wpłatę systemem DOTPAY - tutaj.
Już na najbliższą niedzielę (18.03) w Swarożynie odbędzie się specjalne wydarzenie dedykowane tczewianinowi walczącemu z chorobą. Szczegóły na plakacie:
Tak pan Tomasz opisuje swoje zmagania z chorobą:
Był rok 2016, wróciłem z morza. Jestem z Pomorza, wilk morski, nigdy się nie poddawałem, nigdy nie chorowałem, nigdy nie byłem u lekarza, chyba że na podstawowych badaniach pracowniczych... Czosnek, spirytus, i cytryna - to moi lekarze. Tak, taka była prawda. Dzień przed świętami, całe święta Bożego Narodzenia i jeden dzień po... w ciągłym czkaniu. Co jest? Nie dawałem za wygraną, co tam, zwykła czkawka, przejdzie. Jadłem, piłem jak to człowiek morza. Miałem to co najbardziej upragnione - Święta w domu z rodziną.
Dom to dla mnie ostoja, rodzina, ciepło, nasze cztery kąty. Piątego dnia żona nie wytrzymała - przecież widziała, że bezustanne czkanie to mordęga. Nie, nie chciałem iść do lekarza, ale namówiła mnie... i się zaczęło... podstępnie zaatakował. Mnie, twardego, nieugiętego wilka morskiego. Był już we mnie od dłuższego czasu. Nie wiedziałem, że we mnie siedzi, że go hoduję i karmię. Czkawka była czerwoną lampką. Nerka pękłaby sama. Gdyby to się stało na morzu - pewnie byłoby już po mnie.
Dzień po Świętach znalazłem się w szpitalu. Różne diagnozy, różne podejrzenia. Płyn w nerce? Kilka dni później, człowiek wtedy mi nieznany, lekarz urolog pomagający mi do dziś, zwerbalizował co to może być... RAK. Rak podobno nie wyrok...
Początek stycznia 2017 r. operacja w Warszawie, wycięcie nerki, guz wielkości pięści, badania histopatyczne potwierdziły, to on - rak urotelialny. Jednak wyrok! Ja z morza - chcę na morze a tu UZIEMIENIE. Konsultacje lekarzy z Warszawy i Gdańska, decyzja chemia: cisplatyna z gemcytabiną. 18 wlewów później walczę, nie poddałem się. Rodzina i znajomi mówili, że wyglądam lepiej niż niejeden zdrowy. Tak było, starałem się jeść, do głowy wciąż nie docierało, że jestem chory.
Mam syna, ma 10 lat, on mnie motywuje. Wierzyłem i wierzę... ale teraz zaczyna mnie dopadać strach, że przegram walkę. Czas płynie, październik 2017 r., kolejne TK, liczne przerzuty do płuc, rozsiane. Szukam dalej ratunku. Konsultacje w Warszawie, niestety na badania kliniczne nie zdążyłem, zamknięta pula. Moi opiekunowie, lekarze z Warszawy dobrego serca nie dają za wygraną. Podtrzymują mnie na duchu i cały czas mówią, że jest szansa, trzeba walczyć. Kolejna chemia podana na początku grudnia 2017 r., Niestety po dwóch dawkach Paklitakselu i kontrolnym TK - progresja. Diabeł we mnie rośnie, teraz już strach.
Moja rodzina i ja siedzimy jak na bombie. Żona i dziecko podtrzymują mnie na duchu, ale wiem, że wszyscy w domu bijemy się z myślami. Mam 46 lat i syna, który mnie potrzebuje. Mam dom, o którym marzyłem. Miało być tak pięknie, miałem doczekać, aż syn dorośnie, żeby pójść z nim na piwo...
Teraz nie jestem w stanie pracować. Moja żona nas utrzymuje. Morze odpłynęło... chyba na zawsze...fala zabrała moje marzenia, pragnienia, mój chleb powszedni. Zacząłem się zmieniać fizycznie, bladość, brak włosów, brak sił.
Moi lekarze podjęli decyzję, zmiana schematu chemii, następna, inna, M-VAC. Rozłożyła mnie. Teraz już nie mam sił, męczę się okropnie, koloryt ciała też już się zmienia. Wiecie jak to jest, na pewno widzieliście jak to wygląda w TV. To co czuję to bezradność i oczywiście pytanie: Dlaczego ja? Mam obowiązek wychować dziecko, pragnę żyć. Nie chcę, żeby żona z synem zostali sami. Pomimo tego, że bywa ciężko, oni zawsze są ze mną i pomagają mi to przetrwać.
Lek, który był testowany w badaniach klinicznych dla mojego przypadku w roku 2017 - na które się niestety nie załapałem, to lek, który mógłby mi przedłużyć życie, a i może wyleczyć. Któż to wie... Mój syn, moja żona i ja w to wierzymy. Ten lek to "TECENTRIQ" (atezolizumab). Jest nierefundowany przez NFZ. Jeśli ja nie zdążę skorzystać z tego leku, to na pewno ktoś inny skorzysta.
Wahałem się, żeby to opowiedzieć. Jednak ja... morska i nieugięta dusza... uginam się i proszę Was o pomoc dla mnie i mojej rodziny.
Dziękuję serdecznie.
Tomasz Pawłowski
Pomóc Tomaszowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba"
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: "1387 pomoc dla Tomasz Pawłowskiego"
wpłaty zagraniczne - foreign payments to help Tomasz:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba"
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: "1387 Help for Tomasz Pawlowski"
Aby przekazać 1% podatku dla Tomasz:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce 'Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%' wpisać "1387 pomoc dla Tomasza Pawłowskiego"
Tomaszowi można też pomóc poprzez wpłatę systemem DOTPAY - tutaj.
Komentarze (13) dodaj komentarz
KA_gość_gość
13.03.2018, 12:30
Ludzie!
Każda złotówka !Pomagamy!
Odpowiedzpomagamy _gość
13.03.2018, 17:25
Super pomagamy ,ale kur....a moje pytanie gdzie jest rząd co robi dla takich ludzi szlak mnie trafia jak zamiast pomóc robią miesięcznice budują pomniki,zmieniają nazwy ulic dają rydzykowi ,wykopują zmarłych płacą miliony komisji i dają premie swoim ludziom,do tego jeszcze walczą z Owsiakiem który coś robi .Biedni ludzie na przykładzie naszego miasta potrzebują pomocy i nie mogą liczyć na państwo to jest przerażające mieszkałby ten chory w innym normalnym kraju to szanse na zdrowie wzrosłoby o 80% u nas człowiek się nie liczy katastrofa ważniejsza .
Cytujaga84_gość
21.03.2018, 08:50
czy jest zorganizowany na facebooku jakiś bazarek dla Pana Tomasza ?
CytujMarita_gość
13.03.2018, 13:44
Choroba
Trzymam kciuki za pana i za rodzine.
Odpowiedz..._gość
13.03.2018, 14:44
...
poszło - 3mam kciuki :)
OdpowiedzGość_gość
13.03.2018, 15:46
Trzymam mocno kciuki,aby się udało.Będzie dobrze,nadzieja umiera ostatnia,trzeba wierzyć...
Odpowiedzxxx_gość_gość
13.03.2018, 20:20
.... Będzie dobrze .......
Poruszyła mnie ta historia, jestem w tym samym wieku, choć doświadczony przez los w inny sposób - DPM, trzymam razem z rodziną za Pana mocno kciuki i coś skromnego dołożyłem.
Odpowiedzmisia3538_gość
14.03.2018, 14:10
nadzieja umiera ostatnia
proszę być dobrej mysli... uda się... zdąży Pan..pozdrawiam...
Odpowiedzmisia3538_gość_gość
14.03.2018, 14:12
nadzieja umiera ostatnia
odrobinkę dołożyłam...
Cytujrrt_gość
27.03.2018, 15:35
"odrobinkę dołożyłam..."
OdpowiedzOstatni umiera człowiek.
polaros_gość
12.04.2018, 23:47
link do DOTPAY nie działa, przekierowuje do artykułu......
Odpowiedz///_gość
17.04.2018, 09:33
E tam, i tak to nic nie da...
OdpowiedzNie komentuj !!!_gość
17.05.2018, 17:56
A ty k***a co ? Lekarz ? Bóg? Ze stawiasz wyroki ? Masakra ! Życz jak najlepiej, nawet gdy nie jest to wsparciem możesz podnieść na duchu a nie kogoś tłamsić! Nikt ci nie każe pomagać! Co za ludzie matko..
Cytuj