Powiśle II Dzierzgoń - Świt - 4:2

Świt podczas spotkania z rezerwami Gryfa (fot. G. Żołnowski)
Powiśle II Dzierzgoń - Świt - 4:2
Założenie na mecz, nie przegrać wysoko. Przy dużej niedyspozycji zawodników, spośród których trener mógł wybierać, taki wynik cieszy, tym bardziej że tak dobrze grającego Świtu długo nie widzieliśmy.

Mecz zaczął się bardzo dobrze. Duża ruchliwość zawodników na boisku procentowała dużą ilością akcji, na które nie brakowało pomysłów. W 20 min groźnemu wypadkowi uległ Mateusz Jeka. Zawodnik Dzierzgonia nie zauważając go, potknął się, a następnie feralnie upadł na jego kark i głowę. "Dziudziu" grał jeszcze chwilę, ale ból i troska o jego zdrowie wymusiła zmianę w 30 min, a wszedł za niego Adam Gackowski. W międzyczasie gospodarze trafili bramkę. Po rzucie wolnym piłka odbiła się od poprzeczki i znajdujący się na 5 metrze zawodnik Powiśla dobił ją i piłka wpadła do bramki. Mimo utraty bramki, werwa do gry i pomysłowość na tworzenie akcji nie opadła z zawodników z Dąbrówki, padały strzały, było masę dośrodkowań, lecz żadne z nich nie było kończone bramką, która pewnie dałaby taki zastrzyk sił, że spokojnie ten mecz można byłoby wygrać, ale tak się nie stało. Około 10 min po utracie pierwszej bramki, gracze Dzierzgonia trafili drugi raz. Zawodnik rywali Świtu rozegrał piłkę ze środka boiska na prawe skrzydło Adam Gackowski nie zdołał jej sięgnąć głową i tak piłka doleciała do adresata, który to wykorzystał, szarżując na bramkę strzeżoną przez Kamila Szabłowskiego. Wbiegając w okolice 5 metra, oddał strzał po długim słupku i umieścił piłkę w siatce. Na początku drugiej połowy Świt odpowiedział. Idealnym dośrodkowaniem popisał się rozgrywający Świtu, który dostrzegł wbiegającego Kamila Uhle na lewym skrzydle, dorzucił mu piłkę ten obiegł obrońcę i umieścił piłkę w bramce. Po tej bramce Świt próbował coraz to odważniej, przenosząc cały ciężar gry na połowę przeciwnika. Przez co straciliśmy 3 bramkę. Rozpędzony z prawej strony boiska zawodnik Powiśla wbiegł w pole karne i w łatwy sposób trafił do siatki, uderzając tuż obok bramkarza. Ta bramka podcięła skrzydła Świtowi, który powoli opadał z sił. Gra była zacięta i w okolicach 70 min padła analogiczna bramka jak poprzednia dla Dzierzgonia. Mimo już 4 straconej bramki, stawialiśmy opór do ostatnich minut. Około 90 min miał miejsce brutalny faul na zawodniku, który powrócił do gry po pauzie narzuconej przez Pomorski Związek Piłki Nożnej. Arek Jeka, bo o nim mowa, zderzył się poważnie z brakarzem. Arek wraz z obrońca biegli do piłki, która kozłowała na linii 16 metra - obrońca odbiegł od niego i w tym momencie wyskakujący bramkarz z taranował Arka, uderzając go kolanem w klatkę piersiową. Cały absurd polega na tym, iż sędzia śpiący cały mecz i tutaj nie zareagował, nie dając żadnej kartki ani rzutu karnego. Zawodnik długo nie podnosił się z murawy, aż w końcu zszedł na linię boczną, po czym wszedł z powrotem. W doliczonym czasie gry "Kaka" dostał piłkę za linię obrony i trafił bramkę, w taki sposób odgrywając się bramkarzowi za brutalne wejście. Mecz był ciekawy, z pomysłem i chęcią. Najbardziej raziło w oczy zachowanie gospodarzy kłócących się w swoich własnych szeregach oraz kibice bijący się między sobą. Tuż po ostatniej bramce bramkarz gospodarzy miał tak ogromne pretensje do kolegi z drużyny, że o mało nie zarobił żółtego kartonika, klnąc na niego, ile tylko się dało. No cóż - to pozostawia niesmak.





Drukuj
Prześlij dalej